Znacie takie uczucie : jedziecie do jakiegoś miejsca o którym marzyliście już długo a gdy już tam jesteście to czujecie rozczarowanie ? Ja tak. Oczywiście nie pierwszy raz, takim rozczarowaniem był np Wawel który jest podobno obowiązkowy do "zobaczenia". Teraz takim miejscem był Innsbruck. I nie chodzi mi tylko o to, że pogoda była przeciwko nam. Bo jak wiadomo Innsbruck ma piękne położenie i nawet teraz mogłam (chodź w małych ilościach ) je podziwiać. Bardziej chodziło mi o atmosferę. Stare Miasto wygląda jak nasze Krupówki w Zakopanem tyle, że turyści bardziej hałaśliwi. Stragany z badziewnymi pamiątkami zalały piękne wąskie uliczki i o spokojnym spacerowaniu można było zapomnieć. Może moje wyobrażenie było inne albo to miasto już po prostu jakie jest. Ale mam nadzieję, że wrócę kiedyś ponownie bo miasto jest świetnym miastem wypadowym w góry które może w całej okazałości będzie mi dane kiedyś zobaczyć.
Tutaj powinnam oglądać piękne góry no ale cóż...
Klasyk klasyków w niepełnej okazałości.