wtorek, 29 stycznia 2013

Koniec !

I nadeszło, po szesnastu miesiącach przestaje być Au Pair. Jeszcze niedawno ten czas był dla mnie tak odległy, że nawet o nim nie myślałam. A teraz, już ktoś inny mieszka w moim pokoju, ktoś inny czyta "moim" dzieciaczkom bajki i ktoś inny staje częścią rodzinny do której ja tak bardzo przywykłam. 
Z racji takiej, że kończy się pewien etap mojego życia, ten nawet przyjemny, dodaje ostatnią serię zdjęć z Nikona z którym muszę się pożegnać. 

Post który trochę podsumowuje moje życie więc łączę go ze "złotymi myślami" Klubu Polki na Obczyźnie. 


Na swoje zdobywanie doświadczenia z dziećmi wybrałam Niemcy. Wiem, że Wielka Brytania, Francja czy USA to jest coś większego aczkolwiek nasi zachodni sąsiedzi zawsze mnie interesowali. Poza tym są blisko więc gdybym zmieniła zdanie miała bym blisko do domu. . Po ucieczce od pierwszej rodziny (nie każda rodzina nadaje się na posiadania Au Pair) zamieszkałam w Bielefeldzie. I tutaj ciekawostka o której już mówiłam - stąd pochodzi dr. Oetker.

Aczkolwiek moje miejsce zamieszkania w Niemczech zmieniało się stopniowo. Przez pierwsze dwa miesiące mieszkałam w regionie zwanym Hesja (Hessen), potem przyszedł nasz na Nadrenie Północną-Westfalie (Nordrhein-Westfalen) a teraz przyszedł czas na region noszący dumną nazwę Dolna Saksonia" (Niedersachsen).


Ciekawostka. W Niemczech mieszka 85 mln ludności czyli dwa razy tyle co w Polsce a przecież kraj ten nie jest aż tak bardzo większy obszarowo on naszego kraju. Powracając. 30 % z tych wszystkich ludzi to osoby posiadające podwójne obywatelstwo.

Prawie 45% z całej liczby to obcokrajowcy.  60% to Turcy a potem to już wiadomo, Rosjanie, Polacy, Grecy,  itd...
25 % całego społeczeństwa to emeryci i renciści więc szkoły o kierunkach "pomocy starszym" są teraz w modzie.

Zauważyć trzeba, że gospodarka tego kraju jest bardzo wysoka. I to właśnie dzięki obcokrajowcom którzy pracują na to wszystko ... . Żaden szanujący się Niemiec nie pójdzie pracować za 8 czy 9 euro na godzinę więc posiadają obco krajowców którzy zapełniają "niechciane" stanowiska pracy.

Drogi,służba zdrowia - są to rzeczy których "my" będziemy im zazdrościć i to jeszcze długi czas. I tak, tak, tak jacy to oni byli źli podczas wojny. Nie okłamujmy się - za Rosjan było gorzej (słowa mojej babci).

I na koniec - oni tę wojnę przegrali tak przy okazji.



Dzięki grzeczności host mamy mogłam pobawić się aparatem analogowym i powiem Wam, że bardzo to polubiłam.


Nie jestem osobą tęskniącą za domem rodzinnym  więc uważam, że wyjazd gdzieś bardzo daleko też był by dla mnie odpowiedni. Aczkolwiek, są rzeczy za którymi czasami (zwłaszcza wieczorami) zdarza mi się zatęsknić. Harcerstwo, niestety nic nie może nawet w minimalnym stopniu liczyć się z atmosferą rajdu czy obozu, śpiewania do samego rana piosenek które jednak zna się na pamięć. Z oglądaniem ludzi którym "prawie zna się na wylot". To dzięki harcerstwu jestem tym kim jestem, zobaczyłam niemal całą Polskę i poznałam ludzi których darzę szacunkiem. Oczywiście Scouting tylko  w minimalnym stopniu różni się on Polskiego harcerstwa ale to tylko w Polsce mogę usiąść i nie zaglądając do śpiewnika zaśpiewać wszystkie piosenki (a przy niektórych z nich nawet uronić łzę).


Tablica chyba zawędruje ze mną wszędzie. Z bólem serca ściągałam ją ze ściany gdy uporządkowywałam pokój dla nowej Au Pair.


Podczas tego czasu poznałam bardzo wiele ciekawych ludzi. Mieli różne kolory skóry, różne poglądy, różne zwyczaje ale każdy z nich pokazał mi w jakimś minimalnym stopniu, że bez ludzi ten Świat nie był by taki wspaniały.



Uwielbiam w tym kraju to, że jest prosty i pomocny obywatelowi. Że żel pod prysznic firmy "Dove" nie kosztuje 13 zł tylko 1, 45 euro (co w przeliczniku i tak nie daje 13^^). Że kupując bilet autobusowy jadąc w jednym kierunku mogę zmieniać autobusy aż przez 90 min. Tu pozdrawiam Wałbrzych gdzie np jadąc z Książa na Podzmacze "8ką" muszę kupić bilet. Przesiadając się na Podzamczu i jadąc "D" na Plac Grunwaldzki muszę kupić kolejny a żeby znaleźć się na Placu Górnika gdzie dojeżdża "5" muszę kupić kolejny. Eh. aż nie chce się jechać ;)


Moje ulubione czyli  - jedzonko. Jedzenie to temat rzeka. Kiełbasa to przysmak w tym kraju. Bratwurst czy Carryywurstw to rzecz święta. Z racji inwazji ludzi krajów "bliskiego wschodu" kebab, doner itp są tutaj bardzo powszechne i cieszą się wielkim zainteresowaniem. Ja swoje serce oddałam Back Factory. Bułki gotowe, więc nie trzeba się natrudzić.  Do tego kawa z odrobiną czekolady i jestem szczęśliwa. Ale nie pogardzę też azjatyckim ryżem i kurczakiem na ostro czy piwem "Beck's".

Polubiłam także wina - zwłaszcza te wiśniowe oraz truskawkowe a także krewetki i szparagi.

Ale tutaj uwaga! Przez pierwsze dwa miesiące przytyłam osiem kilogramów i powiem, że bardzo trudno jest mi wrócić do poprzedniej wagi.


Program Au Pair. Polecam każdemu, nie ważne do jakiego kraju chcemy wyjechać. Ważne, że chcemy i to się liczy. O tym, jak dogaduje się z rodziną i dzieciakami już kiedyś wspominałam więc nie będę do tego wracać. I tutaj bardzo ważne, jeśli się nam coś nie podoba, coś przeszkadza to mówmy o tym bo to bardzo pomaga i ulepsza atmosferę. 

Oczywiście pobyt z dziećmi to nie tylko zabawy i ich uśmiech ale także płacz, złość dzieci która jak wiemy potrafi być ogromna. Wtedy mamy chęć rzucenia tego wszystkiego i pójścia gdzieś daleko. Ale takie jest życie i przecież nie zawsze jest kolorowo ;) 

Uważam, że przywykłam do dzieci bardzo a wręcz za bardzo tak jak i one do mnie. I naprawdę podziwiam nową Au Pair za jej siłę, chęci i wysiłek jaki wkłada aby dzieci ją zaakceptowały. 



Wiem, że wielu mnie za to potępi ale uważam, iż Niemcy to piękny kraj. Zwłaszcza dla mnie, pasjonatki gór,lasów,  starych budowli oraz wąskich uliczek, których tutaj nie brakuje. 



Zakochałam się. Przyjeżdżając tutaj miałam dwa plany "po". Studia w Polsce bo wiadomi politologia bądź turystyka czekają na mnie. Bądź pozostać jeszcze Au Pair w Szwajcarii i Wielkiej Brytanii by na sam koniec postawić nogę za Oceanem (marzenie i cel większości Au Pair). Ale wszystkie plany poszły w las kiedy poznałam pewnego Pana o dość specyficznym poczuciu humoru i chęcią bawienia się z moimi dzieciaczkami. Swojej host rodzince chyba do śmierci będę dziękować za to, że zaakceptowali Go, pozwalali  mu przyjeżdżać do mnie zawsze i w sumie jego też potraktowali jako członka rodziny. Co spotyka Au Pair'ki mało kiedy - jak wiemy.

Praca z dziećmi. Od zawsze miałam kontakt z nimi. Harcerstwo, wolontariat... Nie uważam, że jestem przyszłym pedagogiem aczkolwiek praca z dziećmi sprawia mi radość a i jakoś łatwo  mi idzie dogadywanie się z nimi . Oczywiście wiele też zależy od samych dzieci i ich charakterów. Biedna Au Pair zawsze musi uważać - bo na obczyźnie dzieci są wychowywane inaczej niż u nas. Ja miałam to szczęście i trafiłam na bliźniaki. Wiadomo, praca podwójna bo wszytko robimy dwa razy. Bliźniaki to zazwyczaj dwa całkiem inne charaktery (a jeżeli są różnych płci jak moim przypadku to już całkiem) który w walce ze wspólnym wrogiem - w tym wypadku ja - potrafią współdziałać  a jak wiadomo to siła prawie nie zniszczalna. Czasem czułam zmęczenie i może nie tyle fizyczne co psychiczne. Ale o ciężkich dniach się zapomina gdy dwa dni przed Twoim wyjazdem dziecko Ci mówi "Marta, będę za Tobą tęsknił".

Będę tęskniła!

Was, drodzy czytelnicy z tego miejsca przepraszam ale przez dłuższy czas nie będzie mnie na blogu gdyż muszę jednym, wielkim krokiem wejść w dorosłe i jak bardzo samodzielne życie. Życie na obczyźnie którego, jeszcze dwa lata temu w ogóle bym się nie spodziewała. 

Pozdrawiam,  M. 



PS. Z ostatniego dnia bycia Au Pair.


Dziecko: "Marta, mogę czekoladę zjeść".
Marta: "Możesz, to mój ostatni dzień".
Dziecko: "Marta, jak pojadę do Twojego  nowego mieszkania w odwiedziny to wezmę do sobą czekoladę, ok? Żebym mógł ją zjeść". 

;)

niedziela, 27 stycznia 2013

Styczeń w obrazkach.

Tak się Styczeń zaczął. 



 ;)











 Kupisz buty za 5 euro jak znajdziesz parę ;) Ciekawa promocja. Justynie się udało - mi nie. W tym burdelu nie mogłam nic znaleźć. Raczej to ludzi z dobrymi nerwami.





A tak się skończył. 

czwartek, 10 stycznia 2013

Pierwszy śnieg.

W Bielefeldzie mieszkam od września 2011 roku a śnieg pierwszy raz widziałam w grudniu 2112. Dla mnie, człowieka z prawie gór to dość dziwne. że w miejscu w którym mieszkam nie było śniegu. Ale teraz był. Był to też czas przed świąteczny więc miało to wszystko trochę uroku. Z analoga - relacja przed ostatnia ;( 




Mikołaj codziennie zmieniał miejsce położenia na drzwiach tarasowych. 












niedziela, 6 stycznia 2013

Kołobrzeg.

Pewnego słonecznego dnia a dokładnie 30 grudnia zabrałam swoją zabawkę (prezent świąteczny) i wraz z lubym pojechałam do Kołobrzegu. Pogoda udana, bardzo. 


To dzień inny ale zachód był tego dnia piękny. Brudna szyba też ;) 

Przerabiane 1. 

Przerabiane 2. Piękny Kołobrzeg. 


Wie in Deutschland ;D 

Autorka idzie. 




Przemówiło do mnie. 













Duma. 


Opcja pierwsza. 

Opcja druga. 





Cześć, jestem mewa i oto moje pierwsze zdjęcie. 

A oto drugie. 

A teraz trzecie i profil. 

Czwarte i kolejny profil. 

Normalnie. 

Zimno. 

Ciepło. 

I znowu Koszalin. Moje drugie podejście do mieszkania na ósmym piętrze. Udane. Bardzo lubię swoją nową koszalińską rodzinkę.